"Robin Hood" - WTF?

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Ridley postanowił zrobić film o Robin Hoodzie. Miał dwie opcje - albo zrobi powtórkę z "Księcia Złodziei", tym samym tworząc coś nieco bezsensownego i de facto stając do boju z legendą kina przygodowego (a jak), albo zrobi - jak to obecnie modne - swoją brudną, "prawdziwą" wersję przygód banity. Wybrał to drugie, idąc śladami "współczesnych" Batmanów i Bondów. Nie wyszło.

Będą spoilerki, ale nawet jeśli nie widzieliście - fabuła jest tak denna i do bólu przewidywalna, że nie ma strachu.

Tak naprawdę nowy "Robin Hood" nie jest historią banity, bo w momencie, jak bohater zostaje na banicję skazany, film się kończy. Serio.

O czym jest więc film? Proszę, oto mój skrót tej głupawej fabułki.

Film jest o facecie, który walczy na wojnie u boku króla. Król umiera, facet dezerteruje bo wcześniej podpadł (mówiąc coś o wolności i niezabijaniu innowierców - tak, prosty wojak i wizjoner tolerancji w jednym).

W międzyczasie Francuzi chcą skłócić Anglików a potem ich podbić. Wysyłają więc Głównego Złego Nowych Filmów, czyli Marka Stronga, żeby zabił króla. Okazuje się, że król już nie żyje, więc koleś zabija jego przyjaciela, Roberta z Locksley.

Oczywiście przypadkiem w tym samym miejscu i czasie pojawia się dezerterujący Robin ze swoimi kolegami. Poganiają "napadaczy" gdzie pieprz rośnie, Robert każe Robinowi oddać swój miecz jego ojcu (można się poplątać). Chłopaki ubierają się w zbroje, biorą koronę i jadą ją odwieźć, uznając to za fajny sposób na bezpieczny powrót do kraju).

Koronę oddają, Robin podając się za Roberta jedzie do Locksley. Poznaje ojca Roba i wdowę po nim. Okazuje się, że ojciec Roberta znał ojca Robina, więc proponuje mu udawanie swojego syna, w sumie kij wie dlaczego.

Teraz fabuła przestaje mieć sens.

Okazuje się, że ojciec bohatera też był wizjonerem współczesnej demokracji. Młody król jest głupi, Mark Strong wkurwia baronów, żeby mu się sprzeciwili, ale w końcu królik sie z nimi spotyka - wtedy pojawia się Robin i następuje klasyczna Scena Przemówienia Bohatera.

Jest to najmniej epicka i najbardziej idiotyczna scena przemówienia bohatera ever.

Robin coś pierdzieli od rzeczy i nagle wszyscy postanawiają ruszyć naprzeciw Francuzom. Ruszają, spuszczają im łomot, król jednak okazuje się być kawałem chuja i zbanitowywuje (?!) Robina.

W międzyczasie oczywiscie Robin zakochuje się we wdowie po Robercie.

Ogólnie - do pewnego momentu jest w miarę okej, znaczy - wiadomo co się dzieje, chociaż jest to trochę głupawe. Cały czas czekałem na zakończenie wstępu i rozpoczęcie akcji właściwej - znaczy, Robin zostaje banitą, zabiera bogatym i rozdaje biednym. W pewnym momencie jednak fabuła traci sens, wszyscy jeżdżą na koniach w te i wewte, kij wie po co, ogólnie - minuty mijają a ja nie potrafię powiedzieć, co w tym czasie się działo.

Z rzeczy bardziej pozytywnych: po pierwsze - muzyka. Jest epicka i ładna. Po drugie - aktorstwo. Jest naprawdę ok, fajnie brzmią akcenty, nie da się do nikogo przyczepić (choć też nikt się przesadnie nie wybija), oprócz samego Robina - Russel zdaje się mieć cały czas jedną minę skacowanego ćwierćinteligenta. Może taka wizja.

Po trzecie - kwestie wizualne. Charakteryzacja, stroje, plan - jest bardzo fajnie. Nieco zabrakło epickich widoków z lotu ptaka, czegoś, co w kinie wgniotłoby mnie w fotel.

Ogólnie rzecz biorąc - była kasa na zatrudnienie dobrych aktorów, zrobienie scenografii, zamówienie fajnej muzy, ale... nie było pomysłu. Fabuła jest z dupy. Kolejny film po "Sherlocku Holmesie", który zabiła idiotyczna fabuła. Z tym, że tamten przynajmniej był zabawny, a wizualnie i muzycznie - jeszcze lepszy.

Zwiastun:

Fajna recenzja, trochę przypomina mi queerdelys i jej Bad Horror Club. Ja na Robin Hoodzie w sumie nie bawiłem się źle. Dostałem czego się mniej więcej spodziewałem (wiedziałem, że to Robin Hood 1/2, czyli co było przedtem, więc mocno mnie nie zaskoczył fakt braku napadania bogatych i oddawania biednym). Gdyby ten film się nie nazywał Robin Hood tylko np. Królestwo Niebieskie 2, to nikt by się chyba nie czepiał specjalnie. Ot kolejna fabułka o średniowieczu z ładnymi epickimi scenami walki. Scotowi dostaje się głównie za to, że pojechał na legendzie o Robinie nie dając właściwie niczego w zamian.

Ja bym się czepiała, bo to był nudny film i nawet gdyby nie był o Robinie, toby mi się i tak nie podobał.

Jasne - zawsze można się kłócić czy to dobry, średni czy zły film. Ja mówiłem o czepianiu się za samo wykorzystanie postaci Robin Hooda. Gdyby nie ono, prawdopodobnie nowy film Scotta przeszedłby bez większego echa, podobnie jak poprzednie, jeszcze mniej udane IMHO "Królestwo niebieskie".

A nie przeszedł bez wielkiego echa?

Może nie jestem obiektywny (bo mnie pójście na film o Robin Hoodzie od początku wydawało się absurdalne), ale mam wrażenie, że jak na taką ilość kasy i promocji, to trudno o mniejsze echo. Chyba już tylko Wy i Ridley Scott w ogóle pamiętacie, że taki film powstał. ;)

P.S. A recenzja git!

Chyba tak zupełnie nie przeszedł bez echa bo jednak wygenerował spore zyski czyli dużo ludzi go widziało:

Doktorze, za latwo sie uprzedzasz. Ja byłam np pewna, że film o Sherlocku będzie zupełnie do luftu, a jednak kiedy już poszłam, to mi się podobał. I liczyłam na to, że to samo będzie z "Robin Hoodem". Zawiodłam się srodze, ale wylałam jad na Filmaster i jest już w porządku :)

Swoją drogą też uważam, że ten film zniknie szybko w mrokach dziejów i pies z kulawą nogą nie będzie o nim pamiętał.

Od kina, mimo wszystko, oczekuję oryginalności. A nakręcenie filmu o Robin Hoodzie wydaje mi się jednym z najmniej oryginalnych pomysłów, jaki może przyjść do głowy. Nie żebym oczywiście nigdy takiego lekkiego kina rozrywkowego nie oglądał. I owszem, oglądam, ale w domu i raczej "w stanie odmiennym" ;) Do kina to by mi było na to szkoda iść. Co powiedziawszy wyłączam komputer i idę do kina na "Poważnego człowieka". Recenzja jutro...

Zgadzam się z recenzją, ale co ciekawe, zupełnie mi te słabostki nie przeszkadzały. Byłem na to wszystko przygotowany, a strona techniczna filmu była tak mocna, że i tak mnie utrzymała w fotelu. Scena Przemówienia Bohatera rozbawiła mnie mocno - jak to cham poucza baronów, ogólnie: byłem zadowolony. Ciekaw jestem na ile punktowo oceniasz Robina - takie rozbieżności zawsze mnie ciekawią. Ja daję 6.

PS. "zbanitowywuje" - po prostu "banuje" - zapytaj Ojca Dyrektora :-)

Dodaj komentarz